Polscy turyści utknęli na wiele godzin w trudnym terenie w Tatrach
Dziś słowaccy ratownicy z Horskiej Záchrannej Služby pomogli trzem polskim wspinaczom. Jak się okazało mężczyźni utknęli w trudnym terenie na wiele godzin. Gdyby nie reakcja innych turystów, którzy wchodzili na Jagnięcy Szczyt, ta historia mogłaby skończyć się tragicznie.
Mężczyźni wołali o pomoc i wysyłali świetlne sygnały SOS za pomocą czołówki. Wszystko dlatego, że znaleźli się w miejscu, w którym nie było zasięgu. Jak utknęli w trudnym i eksponowanym terenie w Miedzianej Kotlinie? Wspinacze wczoraj wyszli ze schroniska Teryego, skąd udali się na Durny Szczyt. Po zdobyciu wierzchołka chcieli dojść do schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim. Niestety, na swojej drodze napotkali utrudnienia, których nie byli w stanie pokonać.
Następnego dnia ich krzyki z prośbą o ratunek usłyszeli inni ludzie i wezwali pomoc. Na pokładzie śmigłowca poleciało dwóch ratowników HZS, którzy z powietrza penetrowali teren i odnaleźli Polaków. Później ewakuowali ich na lądowisko przy schronisku nad Zielonym Stawem Kieżmarskim, a następnie przewieźli do Starego Smokowca.
Śmiertelny wypadek polskiego taternika w słowackich Tatrach
Słowaccy ratownicy z Horskiej Záchrannej Služby informują w sieci również o kolejnej interwencji. Polski taternik wraz z partnerem wspięli się na grań Wielkiej Kapałkowej Turni i tam odwiązali się od liny i szli bez asekuracji. Jak informują służby - jeden z nich spadł ok. 150 metrów.
Na pomoc przyleciało dwóch członków HZS, ale po dotarciu na miejsce wypadku okazało się, że mężczyzna nie żyje. Taternik doznał rozległych obrażeń, które okazały się śmiertelne. Niedługo później przyleciało jeszcze dwóch ratowników. Ciało Polaka przetransportowano do Tatrzańskiej Jaworzyny. Śmigłowiec ewakuował też drugiego polskiego taternika.